niedziela, 8 czerwca 2014

"Kill the Trumpet Player"


"Sex, drugs & jazz. Później był rock&roll, ale najpierw był jazz" - pisze Tomasz Stańko w swojej autobiografii. Stary cat wie co mówi. Lista jazzowych desperado jest znacznie dłuższa niż późniejszych rockowych straceńców. Wspomnieć wystarczy Charliego Parkera czy Cheta Bakera. Joe Maini, przez połowę swojego 34-letniego życia był heroinistą. Zginął strzelając sobie w głowę podczas... partyjki rosyjskiej ruletki. "Tak się wtedy żyło" - dopowiada Stańko - "Życie na krawędzi, tuż przy śmierci."


"Kill the Trumpet Player" Dona Cheadle będzie opowiadał właśnie o takim okresie z życia najsłynniejszego jazzmana w historii - Milesa Davisa. "Osią akcji jest stworzony przez Milesa plan wykradzenia z wytwórni własnej muzyki, w czym pomagać mu będzie Ewan McGregor odtwarzający rolę dziennikarza magazynu "Rolling Stone". Zoe Salanda zagra rolę byłej żony słynnego jazzmana." Cheadle wspomina w wywiadach, że chociaż scenariusz oparty jest na biografii Davisa, to w dużej mierze będzie to obraz gangsterski. Możemy się tylko domyślać co z tego wyjdzie. Tym większa niewiadoma, że będzie to pierwszy projekt Dona Cheadle na stanowisku reżysera. Aktor zagra też samego muzyka.

Biografia Milesa Davisa to czysty materiał filmowy, a z okresu 75-80 można wyciągnąć na prawdę sporo. Znane są historię o tym, jak trębacz jadąc w zimie swoim odkrytym ferrari wystraszył się śniegu ("Mam tyle koki w samochodzie?!"). Zatrzymał się na środku ulicy i wbiegł do pierwszego lepszego hotelu gdzie w windzie spuścił łomot obcej kobiecie ("Co ty, kurwa, robisz w moim samochodzie?!"). Miles tracił kontakt z rzeczywistością. Zamknął się w swoim domu na niemal 5 lat. Porzucił muzykę, nie ćwiczył na trąbce, nic nie czytał, nie sprzątał. Jak sam mówi "Piłem wiadrami, wciągałem koks na potęgę, ruchałem bez przerwy". Kiedy narkotyki zaczęły przeszkadzać w seksie, sprowadzał do domu kilka kobiet, siadał wygodnie w fotelu i obserwował całe "przedstawienie". "Kręcił mnie tak zwany wyuzdany sex, wiecie, numery w łóżku z więcej niż jedną babą. Czasami tylko siadałem i sobie patrzyłem jak baraszkują same ze sobą. Podobało mi się to, nie będę tu oszukiwał. Miałem z tego jazdę - a w tym czasie zależało mi zdecydowanie na jazdach" (Miles: Autobiografia). Nie od dziś wiadomo, że sex i przemoc napędzają przemysł rozrywkowy. Wszystko w rękach reżysera.

Do tej pory powstało niewiele jazzowych filmów, a i z tych niewiele można by tu wyróżnić. Wybija się oczywiście jeden - "Bird" Clinta Eastwooda. Fenomenalna biografia Charliego Parkera. Czy "Kill the Trumpet Player" będzie filmem na miarę Milesa Davisa? Ciężko wyrokować. Premiera zaplanowana jest na rok 2015. Dla mnie, tak czy siak, seans będzie dużym przeżyciem.

Swoją drogą, polecam gorąco autobiografię Davisa pt: "Miles: Autobiografia", napisanej przy współpracy Quincy'ego Troupe'a. Czyta się jak Salingera, a jednocześnie jest to niemal encyklopedia jazzu. Ktoś gdzieś napisał "Jakby Zeus opowiadał o życiu na Olimpie". Nic do dodania.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz