piątek, 27 czerwca 2014

"Powrót" Andreja Zwiagincewa. Piękno w prostocie.

"Mały" nie chce skoczyć. Boi się. Wieża jest zdecydowanie zbyt wysoka, upadek może być bolesny. Koledzy się śmieją, bratu wstyd, jednak on i tak rezygnuje. "Jesteś tchórzem!" - krzyczą, po czym odchodzą. "Mały" zostaje sam. W końcu na ratunek przychodzi matka. Scena otwierająca arcydzieło Andreja Zwiagincewa nie wydaje się być zbyt nowatorska, jednak w kontekście późniejszych wydarzeń jest zdecydowanie kluczowa. Skoki do wody z wieży mają charakter sprawdzianu i - co ważniejsze dla twórczości Rosjanina - chrztu, przygotowującego chłopców do obrzędu inicjacyjnego jakim będzie wyprawa z ojcem. Woda w filmie pojawiać się będzie bardzo często, także w nieco innych kontekstach.

wtorek, 17 czerwca 2014

"Aż poleje się krew", czyli jak można oglądać filmy


Film Paula Thomasa Andersona uważam za arcydzieło i wielu mi przyklaśnie - to oczywiste. Napisano o nim już na prawdę sporo, ja więc od siebie chciałbym dodać tylko kilka rzeczy, zbyt często pomijanych, a kładących silny akcent na sam obraz i metaforyczność historii. Pisze się dużo o metamorfozie Daniela Plainview, o samej narracji (jednak tej literackiej) pomijając rzeczy kluczowe, zaznaczone - jak na wielkiego reżysera przystało - obrazem i muzyką. Przy okazji przemycę kilka swoich przemyśleń odnośnie podejścia do filmów. Postaram się, żeby to nie brzmiało jak bełkot. Gwarantuję za to, że jak przebrniecie przez ten wpis, jakość oglądania filmów wzrośnie o połowę. Już wiem, ze będzie chaotycznie, więc zaciśnijcie zęby i bądźcie wyrozumiali.

piątek, 13 czerwca 2014

"Babadook" Jennifer Kent

Kiedy opuszczałem niemal pustą salę kinową była już północ. Rozpoczął się piątek 13tego a zanim sobie to uświadomiłem czarny kot zdążył przebiec mi drogę. Idealne warunki do rozmyślania nad "Babadook'em". Miałem nawet ochotę zarwać trochę nocy i napisać ten tekst z biegu, ale doszedłem do wniosku że prześpię się z tym a euforia może trochę opadnie. I co? 100% świeżości na RottenTomatoes i 7,7/10 na IMDB nie jest przypadkiem.

niedziela, 8 czerwca 2014

Sztuka pornografi czy pornografia sztuki?


Po głośnej "Nimfomance" Larsa von Triera w mediach zawrzało, ponieważ co niektórzy dopatrywali się w najnowszym filmie Duńczyka pornografii. Oczywiście "Nimfomanka" korzysta z estetyki porno, ale w żadnym stopniu nią nie jest. Na czym ta estetyka polega? A na przykład na samej strukturze scenariusza. Kobieta siedzi sobie z facetem i opowiada mu historię ze swojego życia. My, widzowie, przenosimy się do każdej z tych historii i obserwujemy coraz to ostrzejsze sceny z udziałem naszej bohaterki. Klasyka. Dlaczego von Trier z tego skorzystał? Pornografia wiąże się z całkowitym obnażaniem. W tym przypadku reżyser obnaża psychikę głównej bohaterki za pomocą wyżej opisanego schematu filmu porno. Działa? Jak najbardziej. "Nimfomanka" w pewnym sensie udowadnia, że pornografia może przysłużyć się sztuce filmowej. Lecz czy sama w sobie może być sztuką filmową i przyczynić się do wzbogacenia języka? Ale najpierw szybka przebieżka po gatunku.


"Kill the Trumpet Player"


"Sex, drugs & jazz. Później był rock&roll, ale najpierw był jazz" - pisze Tomasz Stańko w swojej autobiografii. Stary cat wie co mówi. Lista jazzowych desperado jest znacznie dłuższa niż późniejszych rockowych straceńców. Wspomnieć wystarczy Charliego Parkera czy Cheta Bakera. Joe Maini, przez połowę swojego 34-letniego życia był heroinistą. Zginął strzelając sobie w głowę podczas... partyjki rosyjskiej ruletki. "Tak się wtedy żyło" - dopowiada Stańko - "Życie na krawędzi, tuż przy śmierci."

piątek, 6 czerwca 2014

"Is That You John Wayne? Is This Me?"



Odkąd zacząłem interesować się bliżej gatunkiem jakim jest western zauważyłem, że współczesne kino rozrywkowe ma niewiele nowego do powiedzenia. Wszystko to już było. Bez przerwy oglądamy te same historie, którym kilkadziesiąt lat wcześniej towarzyszyły one-linery Johna Wayne'a, a nieco później wystrzały colta navy (rocznik 1851) Clinta Eastwooda. Nie mówię, że to źle. Tą samą historię można przecież opowiadać po wielokroć. W końcu kino to nie literatura. Inne możliwości, inne zadania, inny język. Dziwi mnie jednak jawna niechęć współczesnej młodej widowni do Dzikiego Zachodu. Przecież na to samo chodzimy dzisiaj do kina!