sobota, 6 grudnia 2014

Diabeł tkwi w obrazie - "El Topo" Alejandro Jodorowsky'ego


Wpis nie jest analizą filmu, nie jest odpowiedzią na pytania w nim zawarte, lecz jest próbą zaakcentowania najważniejszych, według mnie, elementów jego języka i sposobu narracji. Odpowiedź każdy musi znaleźć sobie sam. Jak zwykle będzie chaotycznie, więc zaciśnijcie zęby.

Fabuła filmu jest banalna i pretekstowa. Samotny rewolwerowiec, przemierzając pustynię, natrafia na wymordowaną wioskę ludzi. Nie zastanawiając się długo postanawia wymierzyć sprawiedliwość. W końcu udaje mu się dorwać i zabić winnych. Odbija kobietę głównemu "bossowi" i wyrusza w dalszą drogę. Znacie to, ja też to znam. Można powiedzieć, że to pierwsza część filmu. W drugiej, nasz Kret, ulegając namowom Kobiety, postanawia zwyciężyć wszystkich czterech Mistrzów Pustyni. Oczywiście bez większych problemów wygrywa, jednak finał, jaki jest, wszyscy widzimy. Historia, jak mówiłem, banalna. Ważne jest jednak to, w jaki sposób została opowiedziana.


środa, 19 listopada 2014

Geometria i narracja w filmie "2001: Odyseja Kosmiczna"


Cały początek "Odyseji Kosmicznej" odpowiada Biblijnemu opisowi stworzenia świata. Z ciemności wyłania się zarys planety, czemu towarzyszą pierwsze nuty Also Sprach Zarathustra Richarda Straussa - muzyka piękna, doniosła, harmonijna. Z za planety (Ziemia) wyłania się Słońce - świt człowieka, zapowiedź nadchodzącego życia. Muzyka milknie, a my obserwujemy następujące sceny w kolejności - Ziemia i niebo, roślinność, zwierzęta, człowiek, człowiek i zwierzęta. Żadnej geometrii. Człowiek-Małpa żyje sobie w swoim stadzie, obserwujemy jego codzienność. Pija sobie wodę ze swojego okrągłego jeziorka, opiekuje się dzieckiem, "rozmawia" z innymi, być może załatwia jakieś swoje interesy. Ważne jest to, w jaki sposób jest to fotografowane - dominuje kąt normalny. Nagle, pewnego poranka, pojawia się idealnie geometryczny kształt - monolit, który jest pierwszym przedmiotem sfotografowanym w kącie niskim. Widzimy go na tle nieba, wychodzi zza niego słońce.

środa, 29 października 2014

Halloween - niezbędnik kinomana.

Halloween tuż, tuż. Żaden rasowy kinoman nie wyobraża sobie tego dnia bez odpowiedniej dawki gęsiej skórki. Jak zapewne wielu, co roku odświeżałem w kółko te same klasyczne pozycje, bo horror, jak wiadomo, nie jest gatunkiem obfitym w arcydzieła. Co obejrzę w tym roku? Jeszcze nie wiem. Ale za to wiem, co obejrzycie Wy. Poniżej lista pięciu najlepszych, a jednocześnie mało znanych horrorów tego wieku. Według autora, oczywiście. Wszystkie zajawki fabularne pochodzą z filmwebu.

czwartek, 9 października 2014

O co chodzi z tym Fellinim?

Marcello Mastroianni
Kilkukrotnie byłem świadkiem zajęć uniwersyteckich, na których wykładowcy (na stanowiskach doktorów!) próbowali opowiedzieć o Fellinim. Nie mogłem potem zrozumieć, jak można gadać takie bzdury i patrzeć na jego filmy tak powierzchownie. Racje mają ci, którzy po tych zajęciach uważają włoskiego geniusza kina za przeciętniaka - z wypowiedzi prowadzących tylko tyle dało się wywnioskować. Nie trzeba jednak uczęszczać na uniwersytet, żeby mieć problem z odbiorem jego filmów. Każdy, kto kinem się interesuje słyszał o Fellinim wielokrotnie - że geniusz, że wybitny artysta, że najlepszy reżyser w historii etc. Co jednak sprawia, że to właśnie jemu rzuca się pod nogi kwiaty i usadawia na tronie całego panteonu genialnych reżyserów? Za materiał biorę "Słodkie życie", który to film uważam za najlepszy w historii kina.

sobota, 13 września 2014

W obronie brodatych dzieciaków - "Bliskie spotkania trzeciego stopnia"

Kino Nowej Przygody – termin filmoznawczy utworzony przez Jerzego Płażewskiego na określenie ożywienia i odnowienia filmu przygodowego, jakie zapanowało w kinie amerykańskim w drugiej połowie lat 70. XX wieku, po premierze Gwiezdnych Wojen i Bliskich spotkań trzeciego stopnia, prowadząc do powstania wielu wysokobudżetowych widowisk przeznaczonych dla szerokiej publiczności.

Kocham kino nowej przygody. Dla mnie to czysta, niezmącona niczym magia kina. Serie takie jak Indiana Jones czy Powrót do przyszłości od lat niezmiennie hipnotyzują mnie przed ekranem przynajmniej raz do roku. Uwielbiam napierdzielać się mieczami świetlnymi, szukać świętego Graal'a czy przemieszczać się w czasie z Martym McFly'em przy dźwiękach Huey Levis and The News. Dziwnie się więc poczułem słysząc z ust jednego z moich mistrzów określenie "degenerat kina" skierowane w stronę Stevena Spielberga. No bo co, do cholery, "Hodor" chce od filmów Spielberga? Że mało ambitne? Że nie poruszają życiowych prawd filozofii wschodu? A może "Hodor" nie patrzy na to tak, jak trzeba? Czy na pewno w tych filmach nie ma nic ciekawego? Czy są to tylko efektowne historyjki dla ubogich intelektem? Popatrzmy na moje ulubione "Bliskie spotkania trzeciego stopnia". Mogą być spoilery. Jedziem!

środa, 10 września 2014

Dick na ekranie - "Przez ciemne zwierciadło" Richarda Linklatera

Tak mnie naszło dzisiaj, żeby opowiedzieć wam o filmie nie doskonałym, może nawet nie bardzo dobrym ale niesamowicie dla mnie ważnym. Nie będzie to recenzja ani artykuł, ale takie pogaduchy do poduchy. Posłuchajcie!

Pamiętam to jak dziś. Byłem chyba w pierwszej albo drugiej klasie szkoły średniej. Zepsuł mi się komputer, a że sam nie potrafiłem go naprawić (bo przecież byłem w klasie informatycznej), musiałem czekać, aż ktoś mnie wyręczy. Nie zdawałem sobie sprawy, że będzie trwało to ponad pół roku (!). Na filmy więc musiałem polować w telewizji.  Nie miałem kablówki ani nic z tych rzeczy, zadowolić mnie więc musiały cztery podstawowe, ogólnodostępne  kanały. To wtedy zapoznałem się z cotygodniową ramówką i już wiedziałem, że we wtorki o 23:00 TVP2 emituje wszelakie slashery (mój pierwszy seans "Krzyku" Wesa Cravena ; spece puścili część pierwszą i trzecią, drugiej nie), Polsat w granicach południa raczy widzów tandetnymi filmami młodzieżowymi (ileż ja tego obejrzałem!) a Shwarzenegger na zmianę ze Stallone tłuką mordy nakrapianym zbirom o 20:40 w TVN'owskim Superkinie. Oczywiście średnio mi to wystarczało. Na całe szczęście rodzice postanowili zainwestować w odtwarzacz DVD. Na drugi dzień w szkole pożyczyłem od kolegi zestaw świeżo nagranych płyt DVD , odpaliłem pierwszą z góry i trafiłem na film o tytule "Przez ciemne zwierciadło".


wtorek, 9 września 2014

Poezja z wyprzedaży - mini-recenzja "Pozostawionych".

Damon Lindelof decydując się na produkcję "Pozostawionych" miał zapewne na uwadze domknięcie pewnej klamry. Jego najsłynniejszym jak dotąd projektem byli "Zagubieni", a to zdaje się mówić samo przez się. Nie byłem fanem "Lostów" i do tej pory nie rozumiem fenomenu tego serialu, więc wyłowienie smaczków i możliwych powiązań obu projektów Lindelofa pozostawiam innym. Ja skupie się na "Pozostawionych". Wiem, że historia opiera się na książce Perrotty, ale oceniam serial a nie książkę.

poniedziałek, 1 września 2014

Polański o Polańskim


Gdybym miał wybrać swojego ulubionego reżysera filmowego długo bym się zastanawiał aż w końcu doszedł bym do wniosku, że jest nim Roman Polański. W jego filmach odnajduję wszystko to co lubię najbardziej: Kafkowska atmosfera osaczenia i niepokoju, gra otoczeniem i przedmiotami, dwuznaczność niemal każdej sytuacji, przenikliwa ironia, absolutnie genialne poczucie humoru a wszystko to w ramach dopiętego na ostatni guzik, niezwykle przemyślanego scenariusza. Kilka dni temu Polański obchodził swoje 81 (!) urodziny, myślę więc, że to dobra okazja do skrobnięcia kilku zdań o moim faworycie. Napisano już tomy, więc nie ma sensu produkować się nad wspaniałością "Chinatown" czy Trylogii Apartamentowej. Chciałbym jednak zaznaczyć kilka ciekawych, wydaje mi się, rzeczy a propos ostatniego filmu reżysera, "Wenus w futrze" a także "Autora Widmo". Notkę nazywam "Polański o Polańskim" nie bez powodu. Obydwa filmy to opowieść reżysera o samym sobie.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Gwiezdne Wojny: science-fiction czy fantasy?

Wczorajsza rozmowa odnośnie przynależności gatunkowej "Star Wars" uświadomiła mi, jak różnie postrzegana jest fantastyka naukowa. Dla jednych - w tym dla mnie - science fiction to przede wszystkim konflikt na płaszczyźnie człowiek-technologia. Dla innych jest to po prostu określona estetyka. "Gwiezdne Wojny" w przeróżnych bazach i archiwach filmowych, począwszy od filmwebu kończąc na imdb, umieszczane są w kategorii sci-fi, czasami wspólnie z podgatunkiem przygodowym. Osobiście uważam to za błąd i poniżej postaram się wyjaśnić dlaczego. Za przykład na kontrze będę używał jednego z moich ulubionych filmów sci-fi - "Łowcy Androidów". Krótko, bo konkretnie.

wtorek, 29 lipca 2014

"Książka oczywiście lepsza", czyli bzdura jakich mało.

Nie znoszę lata. Upały sprawiają, że mój mózg zamienia się w jednokolorową, bezmyślną papkę a humor oscyluje w granicach uśmiechu Latherface'a. W takich dniach moim ulubionym piosenkarzem jest Charles Manson a filmy z gatunku "rape and revenge" wzruszają nie gorzej niż "Titanic". Jedynym dobrym rozwiązaniem było by chwycić Colta Navy (rocznik - oczywiście - 1851) i z pełnym soczystych kul magazynkiem wyjechać na dziki zachód odstrzelić kilku głoszących brednie delikwentów. Niestety póki co postrzelać sobie mogę jedynie w klawiaturę komputera a jedynym wierzchowcem w pokoju jest czarny (jak diabeł) kot. Włączam więc muzykę z "Pewnego razu na dzikim zachodzie" i nie zastanawiając się długo wybieram temat, który zawsze doprowadza mnie do białej gorączki. Co więcej, kiedy zaczynam z kimś o tym rozmawiać i tłumaczyć jak małemu dziecku dlaczego mam rację, zostaję wyśmiany, olany i obdarzony uśmiechem z szuflady "co za nawiedzony facet". Żeby więc nie strzępić więcej języka postaram się napisać pokrótce to, co jest tak oczywiste, a tak ciągle niezrozumiałe. Rozprawię się teraz z wami na poważnie - w internecie! 

sobota, 19 lipca 2014

Głęboka żółć - recenzja "The Strange Colour of Your Body's Tears"

Nie często zdarza mi się komentować film głośnymi okrzykami podczas seansu w pustym, ciemnym pokoju. Nie często również rozszalałe stado motyli wywraca mi z ekscytacji żołądek na drugą stronę. Takie fizyczne oznaki zakochania dopadły mnie wczorajszego wieczoru przy okazji kontaktu z najnowszym filmem duetu Helene Cattet i Bruno Forzani. Mowa oczywiście o "The Strange Colour of Your Body's Tears".

piątek, 27 czerwca 2014

"Powrót" Andreja Zwiagincewa. Piękno w prostocie.

"Mały" nie chce skoczyć. Boi się. Wieża jest zdecydowanie zbyt wysoka, upadek może być bolesny. Koledzy się śmieją, bratu wstyd, jednak on i tak rezygnuje. "Jesteś tchórzem!" - krzyczą, po czym odchodzą. "Mały" zostaje sam. W końcu na ratunek przychodzi matka. Scena otwierająca arcydzieło Andreja Zwiagincewa nie wydaje się być zbyt nowatorska, jednak w kontekście późniejszych wydarzeń jest zdecydowanie kluczowa. Skoki do wody z wieży mają charakter sprawdzianu i - co ważniejsze dla twórczości Rosjanina - chrztu, przygotowującego chłopców do obrzędu inicjacyjnego jakim będzie wyprawa z ojcem. Woda w filmie pojawiać się będzie bardzo często, także w nieco innych kontekstach.

wtorek, 17 czerwca 2014

"Aż poleje się krew", czyli jak można oglądać filmy


Film Paula Thomasa Andersona uważam za arcydzieło i wielu mi przyklaśnie - to oczywiste. Napisano o nim już na prawdę sporo, ja więc od siebie chciałbym dodać tylko kilka rzeczy, zbyt często pomijanych, a kładących silny akcent na sam obraz i metaforyczność historii. Pisze się dużo o metamorfozie Daniela Plainview, o samej narracji (jednak tej literackiej) pomijając rzeczy kluczowe, zaznaczone - jak na wielkiego reżysera przystało - obrazem i muzyką. Przy okazji przemycę kilka swoich przemyśleń odnośnie podejścia do filmów. Postaram się, żeby to nie brzmiało jak bełkot. Gwarantuję za to, że jak przebrniecie przez ten wpis, jakość oglądania filmów wzrośnie o połowę. Już wiem, ze będzie chaotycznie, więc zaciśnijcie zęby i bądźcie wyrozumiali.

piątek, 13 czerwca 2014

"Babadook" Jennifer Kent

Kiedy opuszczałem niemal pustą salę kinową była już północ. Rozpoczął się piątek 13tego a zanim sobie to uświadomiłem czarny kot zdążył przebiec mi drogę. Idealne warunki do rozmyślania nad "Babadook'em". Miałem nawet ochotę zarwać trochę nocy i napisać ten tekst z biegu, ale doszedłem do wniosku że prześpię się z tym a euforia może trochę opadnie. I co? 100% świeżości na RottenTomatoes i 7,7/10 na IMDB nie jest przypadkiem.

niedziela, 8 czerwca 2014

Sztuka pornografi czy pornografia sztuki?


Po głośnej "Nimfomance" Larsa von Triera w mediach zawrzało, ponieważ co niektórzy dopatrywali się w najnowszym filmie Duńczyka pornografii. Oczywiście "Nimfomanka" korzysta z estetyki porno, ale w żadnym stopniu nią nie jest. Na czym ta estetyka polega? A na przykład na samej strukturze scenariusza. Kobieta siedzi sobie z facetem i opowiada mu historię ze swojego życia. My, widzowie, przenosimy się do każdej z tych historii i obserwujemy coraz to ostrzejsze sceny z udziałem naszej bohaterki. Klasyka. Dlaczego von Trier z tego skorzystał? Pornografia wiąże się z całkowitym obnażaniem. W tym przypadku reżyser obnaża psychikę głównej bohaterki za pomocą wyżej opisanego schematu filmu porno. Działa? Jak najbardziej. "Nimfomanka" w pewnym sensie udowadnia, że pornografia może przysłużyć się sztuce filmowej. Lecz czy sama w sobie może być sztuką filmową i przyczynić się do wzbogacenia języka? Ale najpierw szybka przebieżka po gatunku.


"Kill the Trumpet Player"


"Sex, drugs & jazz. Później był rock&roll, ale najpierw był jazz" - pisze Tomasz Stańko w swojej autobiografii. Stary cat wie co mówi. Lista jazzowych desperado jest znacznie dłuższa niż późniejszych rockowych straceńców. Wspomnieć wystarczy Charliego Parkera czy Cheta Bakera. Joe Maini, przez połowę swojego 34-letniego życia był heroinistą. Zginął strzelając sobie w głowę podczas... partyjki rosyjskiej ruletki. "Tak się wtedy żyło" - dopowiada Stańko - "Życie na krawędzi, tuż przy śmierci."

piątek, 6 czerwca 2014

"Is That You John Wayne? Is This Me?"



Odkąd zacząłem interesować się bliżej gatunkiem jakim jest western zauważyłem, że współczesne kino rozrywkowe ma niewiele nowego do powiedzenia. Wszystko to już było. Bez przerwy oglądamy te same historie, którym kilkadziesiąt lat wcześniej towarzyszyły one-linery Johna Wayne'a, a nieco później wystrzały colta navy (rocznik 1851) Clinta Eastwooda. Nie mówię, że to źle. Tą samą historię można przecież opowiadać po wielokroć. W końcu kino to nie literatura. Inne możliwości, inne zadania, inny język. Dziwi mnie jednak jawna niechęć współczesnej młodej widowni do Dzikiego Zachodu. Przecież na to samo chodzimy dzisiaj do kina!

poniedziałek, 19 maja 2014

"Dziecko Rosemary" Agnieszki Holland.



Nie wierzę, że ktoś nie zna tej historii, ale w razie czego - ostrzegam przed spoilerami.

Roman Polański ekranizując w 1968 roku powieść Iry Levina - "Dziecko Rosemary" -  zmienił i zawojował Hollywood. "Ten mały Polaczek", jak nazywano go w tamtejszym środowisku, zrobił rzecz niebywałą - udowodnił, że kino grozy może być kinem ambitnym. Był to pierwszy horror sataniczny w historii, który poruszył lawinę filmów o podobnej tematyce. Bez "Dziecka Rosemary" nie mielibyśmy takich perełek jak "Omen" czy "Egzorcysta" - kolejnego arcydzieła gatunku. Dla Polańskiego był to pierwszy wielki sukces i przepustka (jak się potem okazało - krótkotrwała) do Krainy Snów. Stacja NBC po 46 latach postanowiła zatrudnić Agnieszkę Holland i zlecić jej telewizyjny remake filmu z 68 roku. Holland ofertę przyjęła i tak zaczęły się ponowne narodziny diabelskiego dziecka.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

"Antychryst" Larsa von Triera

Zbliżają się święta, a że w takim okresie lubię przypominać sobie filmy "okołotarkowskie", padło tym razem na powtórkę "Antychrysta". Kiedy obejrzałem go dawno temu po raz pierwszy, nie spodobał mi się, jednak zasiał w mojej głowie ziarno zainteresowania, które nie opuszczało mnie przez cały ten czas. Wiedziałem, że w końcu ten film we mnie "wejdzie", że nie mogę go ignorować. Może musiałem dojrzeć, stać się bardziej świadomy samego kina jako medium, obejrzeć więcej innych filmów, poznać bliżej postać samego reżysera i jego filmowe zainteresowania. Z każdym kolejnym seansem "Antychryst" stawał się dla mnie coraz ciekawszy, coraz więcej z niego rozumiałem. W tej chwili uważam, ze jest to jeden z najlepszych filmów Duńczyka, pomimo, ze ciągle nie potrafię go do końca rozgryźć. Wynika to zapewne z mojej skąpej znajomości symboliki (a Lars lubi symbolikę), bądź ze zbytniego nacisku z mojej strony na zrozumienie, zamiast odczucie. Już za czasów manifestu Dogma 95 Trier, Vinterberg i spółka zwracali się raczej ku ideom modernistycznym. Wpis nie jest więc analizą, lecz poszukiwaniem. Chciałbym spróbować zaznaczyć kilka momentów, scen, szczególnie według mnie ważnych i znaczących. Więcej będzie znaków zapytania, niż kropek. Ostrzegam, że niektóre moje teorie będą brzmiały niedorzecznie, ale chodzi o to, żeby teraz to ziarno kiełkowało w kimś innym. Jak już pewnie zwróciliście uwagę kładę szczególny nacisk na czysto filmowe sposoby przedstawiania historii. Nie inaczej będzie tutaj.

środa, 9 kwietnia 2014

"Skrawki" Harmony'ego Korine'a



W przerwie między filmami Jodorowsky'ego obejrzałem sobie Skrawki Harmony'ego Korine'a i przyszło mi do głowy kilka dosyć luźnych myśli, a że lubię wyławiać plusy z filmów powszechnie nielubianych, muszę napisać kilka zdań, które może komuś posłużą za punkt startu do przemyśleń.

sobota, 29 marca 2014

Mistrz i Nicolas: Wstęp


Wpis ten jest wstępem do pewnego rodzaju cyklu, który będzie składał się w sumie z czterech tekstów. Postaram się omówić El Topo, Świętą górę i Świętą krew Jodorowsky'ego by na końcu odnieść  się poprzez te filmy do Only God Forgives Nicolasa W. Refn'a, który jest  hołdem dla postaci i twórczości chilijskiego reżysera. Film został niemiłosiernie opluty przez masową widownię (i co najgorsze - przez nie-masową też), więc postanowiłem stanąć w jego obronie. Nosiłem się z tym zamiarem już od dłuższego czasu, lecz dopiero teraz, kiedy mam na głowie masę innej roboty nie cierpiącej zwłoki, biorę się za to na poważnie.

niedziela, 16 marca 2014

W obronie "Spring Breakers".

"Spring Breakers" jest jednym z najlepszych filmów XXI wieku. Ustalam swoje stanowisko już teraz, żeby nie było żadnych wątpliwości. Jest to film niemal doskonały w swojej konstrukcji i estetyce. Niezwykle przemyślany i konsekwentnie prowadzony silną ręką Harmony Korine'a. Fala krytyki ze strony masowej publiczności wynika po prostu z kompletnego niezrozumienia tego co zobaczyli. "Spring Breakers" nie jest filmem "do podobania". To cios zadany kulturze współczesnej za pomocą ich własnego oręża. Cios w samo serce.

czwartek, 27 lutego 2014

"True Detective" a język filmowy.



Jedna z najlepszych i najważniejszych już scen w historii telewizji. I to nie tylko ze względu na wykonanie (6 min na jednym ujęciu) ale na to co się w niej dzieje. To jest analiza postaci Cohle'a. Czasami w filmach fabularnych, przeważnie na samym początku, jest krótka scena służąca albo analizie głównej postaci, albo niejako streszczająca ideę filmu. Przykłady można by mnożyć. W telewizji ten zabieg również jest (coraz częściej) stosowany - ale nie w taki sposób jak w "True Detective"! Koniec czwartego odcinka, jedyna scena akcji (jak na razie), która mówi nam wszystko nie tylko o serialu, ale także o bohaterze. To się nazywa rasowa reżyseria!

środa, 26 lutego 2014

"True Detective" - american crime story.



Co łączy Thomasa Ligottie'go, amerykańskiego pisarza grozy, którego proza porównywana jest z dorobkiem Lovecrafta a nawet Kafki, i rumuńskiego filozofa Emila Cioran'a, teoretyka twardego nihilizmu? Odpowiedź brzmi: Nic Pizzolatto - twórca i główny pomysłodawca kryminalnego serialu "True Detective" produkowanego pod sztandarem stacji HBO. Pizzolatto podaje wyżej wymienionych panów jako swoje główne źródła inspiracji, a ich echa pobrzmiewają głośno w kolejnych odcinkach historii. Ale zacznijmy od początku.

niedziela, 23 lutego 2014

"Zagubiona autostrada" jako fuga psychogenna.



David Lynch przygotowując się do napisania i nakręcenia "Zagubionej autostrady" interesował się procesem O. J. Simpsona, futbolisty amerykańskiego, podejrzewanego o zamordowanie swojej byłej żony oraz jej kochanka. Lyncha szczególnie dziwiło jak człowiek, któremu zarzucano podobne czyny, może po procesie swobodnie pograć w golfa, uśmiechając się i doskonale bawiąc. Trafił wtedy na termin psychologiczny o nazwie "fuga psychogenna". Opisywał on sytuację, w której umysł oszukuje sam siebie by uciec przed jakimś okropnym wspomnieniem. Dla reżysera był to punk wyjścia.

"Donnie Darko" jako film superbohaterski.



Grzmot. Odgłosy przyrody nie zakłócane miejskim hałasem. Kamera niespieszną panoramą przesuwa się w lewo ukazując bezkresne pustkowie. Poprzez krzaki i drzewa widzimy w oddali piętrzące się góry. W końcu nasz wzrok zatrzymuje się na chłopcu leżącym na środku drogi. Budzi się, wstaje, spogląda w dal. Z nieco cwaniackim uśmiechem odwraca się, po czym schodzi z kadru by za chwilę przy dźwiękach towarzyszącej scenie muzyki zjechać rowerem w dół - do miasteczka.