poniedziałek, 1 września 2014

Polański o Polańskim


Gdybym miał wybrać swojego ulubionego reżysera filmowego długo bym się zastanawiał aż w końcu doszedł bym do wniosku, że jest nim Roman Polański. W jego filmach odnajduję wszystko to co lubię najbardziej: Kafkowska atmosfera osaczenia i niepokoju, gra otoczeniem i przedmiotami, dwuznaczność niemal każdej sytuacji, przenikliwa ironia, absolutnie genialne poczucie humoru a wszystko to w ramach dopiętego na ostatni guzik, niezwykle przemyślanego scenariusza. Kilka dni temu Polański obchodził swoje 81 (!) urodziny, myślę więc, że to dobra okazja do skrobnięcia kilku zdań o moim faworycie. Napisano już tomy, więc nie ma sensu produkować się nad wspaniałością "Chinatown" czy Trylogii Apartamentowej. Chciałbym jednak zaznaczyć kilka ciekawych, wydaje mi się, rzeczy a propos ostatniego filmu reżysera, "Wenus w futrze" a także "Autora Widmo". Notkę nazywam "Polański o Polańskim" nie bez powodu. Obydwa filmy to opowieść reżysera o samym sobie.


Zacznijmy od "Autora Widmo". Co bardziej wprawiony widz zauważy, że jest to taki "The  Best of Polański". Znajdują się w nim niemal wszystkie najważniejsze chwyty reżysera z jego wcześniejszych produkcji. Mamy bezimiennego bohatera rzuconego w obcy, niebezpieczny świat. Jest on Anglikiem jednak musi przenieść się do USA (Trylogia apartamentowa). Na dodatek jest to wyspa ("Matnia"). McGregor staje się swoistym detektywem ("Chinatown", "Dziewiąte wrota"), a głównym bohaterem jest książka ("Dziewiąte wrota"). McGregor wchodzi w miejsce poprzedniego Autora Widmo, który utonął (tak jak Trelkovsky wchodzi w miejsce Simone, która popełniła samobójstwo). Bohater coraz bardziej utożsamia się z zamordowanym poprzednikiem. Na początku nie chce jeździć jego samochodem lecz w końcu się przełamuje. W końcu zamieszkuje jego pokój (ciągle "Lokator"). Antagoniście uchodzi wszystko płazem ("Chinatown"). Do tego chińczycy na usługach ("Chinatown"), "nocka" z żoną pracodawcy ("Dziewiąte wrota"), śledzący bohatera anonimowi bandyci ("Dziewiąte wrota").  Ciekawym sposobem potęgowania wrażenia coraz to większej obsesji bohatera jest jego zmiana miejsca zamieszkania. Piękny, stylizowany hotel (w którym notabene rolę portierki gra córka reżysera), następnie mieszkanie pracodawcy (wzorowane na ekskluzywne więzienie), w końcu obskurny motel z wizjerem w drzwiach. Nie obyło się oczywiście bez słynnej z "Dziecka Rosemary" sceny "podglądania". Cały ten schemat jest po prostu wariacją tego, co Polański robił w Trylogii apartamentowej za pomocą różnorakich sztuczek operatorskich - zmiana obiektywu, oświetlenia etc. Zamiast zniekształcania przestrzeni mieszkania bohatera (które jest oczywiście odbiciem stanu psychicznego) reżyser po prostu zmienia jego miejsce meldunku. Możemy się tu bawić w prześciganie kto znajdzie więcej. Osobiście uwielbiam "Autora Widmo", ostatnio jest to jeden z najczęściej odświeżanych przeze mnie filmów. Chandlerowska intryga, wspaniały klimat, świetne role, piękna scenografia, wymarzona, deszczowa pogoda , a dodatkowo zabawa w klocki. Tak swoją drogą ciekawe, czy Polański sam nie zakodował jakiejś informacji w tym filmie. Wszystko możliwe.

Najnowszy jak dotąd film, "Wenus w futrze", to już jazda całkowicie innej kategorii. Warto na początku tego akapitu przytoczyć pewną wypowiedź Polańskiego: "Całe moje życie to gra, ja ciągle gram!". Dobrze również wiedzieć, że to co mówi w wywiadach o swoich filmach to jedna wielka kokieteria, nie mająca wiele wspólnego z tym co w danym filmie tak na prawdę jest. Recenzenci zauważali, że Novatchek jest bardzo podobny do Polańskiego w młodości. Niesforną Wandę gra żona reżysera, Emmanuele Seigner. Polański wielokrotnie zaprzeczał, jakoby Novatchek miał związek z nim samym. Jednak jest w filmie jeden moment, który temu wyraźnie przeczy. Wanda pyta Novatcka "To ty? On to ty, prawda?" Dalej kpi "Jak jakiś krytyk powie, że to ja, zabiję go!". Zresztą, co ja wam będę tutaj pisał. Jeśli macie dostęp do "Wenus w futrze" obejrzyjcie sobie fragment od mniej więcej 51 minuty. Odnieście to do sylwetki reżysera. Wszystko jasne. Końcowe przywiązanie Novatchka do kaktusa o kształcie męskich genitaliów - czy można było zakończyć film lepiej? Nie sądzę. Scena (!), światło tylko na aktora, kobieta tańcząca dookoła uwiązanej zdobyczy (mężczyzny) jak indianin dookoła ogniska. Poezja. Oczywiście film działa również na innych poziomach. Jest to przecież jednocześnie opowieść o "sztuce porozumienia", o konflikcie reżyser - aktorka, twórca - dzieło (bo przecież cała ta historia może być metaforą pracy twórczej, a Wanda może być postacią wyimaginowaną). Jednak całym "clue" filmu jest dla mnie postać jego twórcy.

W "Autorze Widmo" jak i w "Wenus w futrze" Roman Polański opowiada o samym sobie. W tym pierwszym o swojej twórczości, w tym drugim, z dużą dozą ironii o swoim życiu .To niesamowite, że mając 81 lat na karku ten człowiek potrafi podejść w taki sposób do materiału filmowego. "Wenus w futrze" jest dowodem na to ile wytrawności jest w jego podejściu do kina. Sto lat, panie Romanie!

1 komentarz:

  1. Bardzo podoba mi się Twój artykulik o Polańskim. Sama mam takie odczucie, gdybym musiała wybrać jedynego reżysera, byłby to właśnie Polański.
    Z przyjemnością podążałam śladem Twego "śledztwa" dotyczącego Polańskiego w tych dwóch filmach i zgadzam się z wnioskami.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń