Przede wszystkim w "Star Wars" technologia nie ma absolutnie żadnego znaczenia. "Ale jak to, a Gwiazda Śmierci?". Na poziomie samej historii można by ją zastąpić czymkolwiek innym spełniającym podobną funkcję. Przenieśmy zatem akcję "Gwiezdnych Wojen" do fantastycznego świata z pogranicza "Władcy Pierścieni". Bez żadnego uszczerbku na wydźwięku całej opowieści możemy wyrzucić miecze świetlne i zastąpić je zwykłymi mieczami, zamiast Jedi możemy podstawić jakąś doborową jednostkę wojskową, zamiast planet mogą być wyspy, a zamiast Gwiazdy Śmierci może być super-zamek z super-działami. Historia działa nadal i opowiada dokładnie o tym samym. "Gwiezdne Wojny" nie są fantastyką naukową a jedynie posługują się estetyką fantastyki naukowej. W tej historii konflikt nie leży na linii człowiek-technologia, człowiek-nauka itd. Znajdziemy tu oczywiście masę różnych konfliktów (ojciec-syn, motyw przeznaczenia, prawdy, odwieczna walka dobra ze złem etc.), ale są one uniwersalne i mogą na równych prawach funkcjonować w niemal każdym literackim czy filmowym uniwersum.
Co natomiast z "Łowcą Androidów"? Tutaj główna oś konfliktu leży absolutnie na linii człowiek-maszyna, człowiek-nauka, człowiek-technologia. Jedno z głównych pytań "Blade Runnera" - co będzie wartością charakteryzującą człowieka w świecie, w którym nie jesteśmy w stanie odróżnić go od androida - nie mogło by funkcjonować w innym uniwersum. Estetyka futuryzmu jest tutaj niezbędna do poprowadzenia historii. Świat wykreowany w tym filmie jest światem, w którym zaistnienie takiego konfliktu jest nieuniknione.
Należało by sobie zadać teraz pytanie: co jest wartością decydującą o przynależności do fantastyki naukowej i czym ona różni się od fantasy? Czy zwykła estetyka futuryzmu wystarczy? Czy powinniśmy może jednak sięgnąć do fundamentów samej historii i znaleźć oś konfliktu? Wczoraj wieczorem szukając w internecie zagranicznych komentarzy a propos poruszanego tematu, ktoś na jakimś forum napisał, że powinno się stworzyć dla "Star Wars" kategorię "science-fantasy". Myślę, że to nawet rozsądne rozwiązanie, biorąc pod uwagę ilość filmów nie będących fantastyką naukową a jedynie posługujących się tą estetyką. Dla mnie "Gwiezdne Wojny" to czyste fantasy i nagminne używanie w tym wypadku nazwy "science-fiction" jest zupełnie nie na miejscu. Wiem jednak, że zdania będą bardzo podzielone.

Ja sagę Star Wars stawiam na pograniczu fantasy i science fiction. Gwiezdne Wojny to mój ulubiony cykl filmów. Od dawna kolekcjonuję różne przedmioty kolekcjonerskie związane z Star Wars. Dziś przeważnie nabywam je w sklepach internetowych np. https://4gift.pl/gadzety/gadzety-filmowe/gadzety-ze-star-wars. W sklepach online można znaleźć o wiele więcej tego typu rzeczy niż w sklepach stacjonarnych. Star Wars na zawsze e będą dla mnie niedoścignionym przykładem kina fantasy i science fiction.
OdpowiedzUsuń