"Książka oczywiście lepsza". Zdanie klasyk. Wystarczy przejrzeć
najpopularniejsze filmowe fora by pod pierwszą lepszą adaptacją znaleźć taką
właśnie opinię. Ale co to w ogóle znaczy "Książka "oczywiście"
lepsza"? Dlaczego wartościujemy dwie różne dziedziny sztuki i to w taki
bzdurny sposób? Ile to ja razy
rozmawiałem o "Ojcu Chrzestnym". Zawsze gdy trafił mi się
ktoś kto powieść Puzo czytał, padało stwierdzenie o wielkości książki i
marności filmowej adaptacji. Ale zaraz, ja też czytałem i szczerze mówiąc gdybym miał
porównać to czym nas raczy zwykła literatura klasy B (bo tym jest "Ojciec
Chrzestny") a film, który wyciąga znacznie więcej z samej historii a
jednocześnie w piękny i prosty sposób opowiada czystym językiem audiowizualnym
no to wybaczcie - Coppola wygrywa. Ale
co to znaczy że wygrywa? Tak na prawdę kompletnie nic. Narracja literacka to
wartość literatury a narracja filmowa (o której już pisałem) to wartość filmu.
Porównywanie książki do filmu to jak porównywanie... ptaka do psa? Kolejnym ciekawym przykładem jest
"Lśnienie". Puryści Kinga wieszają psy na filmie Kubricka za inne
poprowadzenie historii i inne rozłożenie akcentów. Efekt? Książka Kinga, w
mojej opinii, jest przeciętna. Film Kubricka to arcydzieło. King później zrobił
swoją, według niego "lepszą" wersję. Obejrzyjcie sobie. Jeśli dacie
radę. A "Psychoza" Hitchcocka?
A "Drive" Refna? O czym to świadczy? A no o tym, że wartość
ekranizacji nie zależy w niemal żadnym stopniu od wartości literackiego
pierwowzoru. Wszystko zależy od reżysera, który swoim talentem może na
podstawie marnego tekstu nakręcić arcydzieło, lub przez swoją nieudolność może
doszczętnie zniszczyć choćby największe dzieło literatury. Z powodu różnic
językowych i narracyjnych nie możliwe jest przeniesienie na ekran całej
książki. Wierzcie lub nie, ale taki film nie byłby dobry. Obydwie dziedziny sztuki
rządzą się zupełnie innymi prawami. Dlaczego nie mamy wspaniałej adaptacji
"Zbrodni i kary"? Dlaczego nie powstało filmowe arcydzieło na
podstawie "Mistrza i Małgorzaty"? A co z książkami Manna?
Oglądaliście "Czarodziejską górę"? No właśnie, ja też nie. Zdarzają się również wspaniałe ekranizacje genialnych książek, żeby wspomnieć np. "Czas Apokalipsy" na podstawie "Jądra Ciemności". Tutaj geniusz (znowu Coppoli) polega nie tylko na dogłębnym zrozumieniu tekstu i świadomości języka swojego medium, ale również na poprowadzeniu dramaturgii za pomocą całego spektrum narzędzi filmowych w nieco innym kierunku. Tworzy przez to dzieło zupełnie autonomiczne, kontynuujące idee Conrada ale jednocześnie oferujące kolejną sferę do interpretacji. Innym problemem jest podejście w stylu "nie podoba ci się bo nie czytałeś książki". Ale przecież to nie ma nic do rzeczy! Film, który dam radę zrozumieć dopiero po zapoznaniu się z książkowym oryginałem jest filmem złym, dziurawym i niekompletnym. Reżyser zwykle nie podejmuje wszystkich problemów obecnych w książce. Wybiera jeden lub kilka i rozwija je. Jeśli więc robi to w sposób nieudolny i nie podoba mi się to - film jest kiepski. Podczas seansu nie obchodzi mnie książka.
Internet pełen jest memów w stylu "Film nigdy nie wyrazi tego co zawarte jest w książce" lub "Jak można spieprzyć ekranizację skoro cały tekst ma się już gotowy?". To niestety powtarzany w kółko stek bzdur, w który na dodatek wszyscy wierzą. Mam nadzieję, że nieprzekonanym choć trochę dałem do myślenia. I jeszcze raz przypomnę o tej ekranizacji "Lśnienia". Obejrzyjcie sobie wersję Kinga, która dokładnie trzyma się książki. To będzie dobra lekcja. Życzę ochłodzenia!
Internet pełen jest memów w stylu "Film nigdy nie wyrazi tego co zawarte jest w książce" lub "Jak można spieprzyć ekranizację skoro cały tekst ma się już gotowy?". To niestety powtarzany w kółko stek bzdur, w który na dodatek wszyscy wierzą. Mam nadzieję, że nieprzekonanym choć trochę dałem do myślenia. I jeszcze raz przypomnę o tej ekranizacji "Lśnienia". Obejrzyjcie sobie wersję Kinga, która dokładnie trzyma się książki. To będzie dobra lekcja. Życzę ochłodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz