wtorek, 13 stycznia 2015

"Legendarne amerykańskie pidżama party" (2010) Davida Roberta Mitchella

Filmem młodzieżowym nazywa się zwykle produkcje traktujące o dojrzewaniu, tajemniczym momencie przejścia w dorosłe życie lub seksualnej inicjacji. Ich akcja zwykle rozgrywa się w szkole, collegu, lub przynajmniej w szkolno-akademickim środowisku. Dotyczyć mogą przeróżnych rzeczy, jednak główną ideą zawsze pozostaje próba odnalezienia własnego ja w nowym, bądź co bądź, świecie. Nie inaczej jest z filmem Davida Roberta Mitchella "Legendarne amerykańskie pidżama party" (2010), jednak debiut Amerykanina wychodzi daleko po za schemat gatunku, którego podstawy narracji wypracowano już w latach osiemdziesiątych.

Akcja filmu zamyka się w 24 h i opowiada o czwórce bohaterów. Maggie, rezygnując z babskiego wieczoru,  postanawia spędzić noc ze starszymi chłopcami. Jej miejsce podczas tytułowego pidżama party zajmuje Claudia, dla której będzie to pierwsza impreza w nowym mieście. Rob poszukuje dziewczyny, którą spotkał w supermarkecie, a Scott, student ostatniego roku, trafia na dwie bliźniaczki, w których kochał się jeszcze w szkole średniej.

Obraz wyróżnia się nie tylko na tle kultowych produkcji Johna Hughes'a czy Richarda Linklatera, ale również wśród współczesnych filmów młodzieżowych, niemal bez wyjątku naznaczonych tęsknotą i nostalgią za magicznymi latami "ejtis" ubiegłego wieku. Wspomnieć wystarczy świetny "The Perks of Being a Wallflower" (2012) Stephena Chbosky'ego, czy "Ping Pong Summer" (2014) Michaela Tully. Film Mitchella to przede wszystkim dojrzała, inteligentna narracja przestrzenią, symbolem i alegorią. Reżyser w subtelny sposób prowadzi historię dwutorowo i równolegle. Kontrastuje ze sobą poszczególnych bohaterów, ich sytuacje, uczucia a nawet miejsca, w których przebywają. Sympatia Scotta do bliźniaczek i jego wyraźna tęsknota za szkolnymi czasami zostają skonfrontowane i przeplecione z historią młodej Maggie i jej koleżanki, które nie mogą doczekać się dorosłości. Scott romansuje przy delikatnie oświetlonym basenie, a małolaty przy ciemnym, nocnym jeziorze, symbolizującym zagubienie i  nieświadomość młodych dziewczyn. Znajdzie się też "bezludna wyspa" na złapanie oddechu i rozmowę z obiektem zainteresowań, jak i łódka, na której w końcu dochodzi do wymiany pocałunków. Cały ten układ 2k + 1m nad wodą przypomina trochę zetknięcie się ze zgubnym śpiewem morskich syren. Woda pojawia się już od pierwszych scen filmu, kiedy to widzimy Maggie wychodzącą z basenu.


Alkohol i papierosy służą za atrybuty dorosłości, jednak te drugie niosą ze sobą również cały bagaż symboliki ognia (światło, pożądanie, wiara), silnie kontrującego alegorię wody (oczyszczenie, zagubienie, koniec i początek). Jest w filmie piękna scena, w której zakochana w Robie dziewczyna prosi go by zapalił stojącą na stoliku świeczkę. Kiedy chłopak odpowiada, że nie ma czym - ta podaje mu zapalniczkę.

Samo przedstawienie miłości ma kilka wymiarów. Mamy "dziewczynę z supermarketu", chłopaka zakochanego w dwóch identycznych bliźniaczkach, małolatę szukającą doznań w świecie starszych, i Claudie zakochaną w zajętym chłopaku. To ona jako jedyna zdaje się brać chwilę w swoje ręce, kiedy manipulując tabliczką ouija podczas seansu spirytystycznego, zwabia chłopaka do piwnicy na niewinny pocałunek. Claudie nie zostawia pola działania ślepemu losowi i stara się walczyć o swoje pragnienia bez względu na konsekwencje.

Wszystko rozgrywa się na planie niedopowiedzeń, między wierszami i w obrazie. Jest subtelnie, cicho i na pozór spokojnie. Tytułowe pidżama party zdaje się kierować widza w stronę filmu-snu. Czy "Legendarne amerykańskie pidżama party" można jeszcze nazwać kinem młodzieżowym? Po części zapewne tak. Mamy inicjację i dorastanie, mamy środowisko szkolne i akademickie, jednak same problemy dzieciaków jak i sposób opowiadania o nich równie dobrze sprawdzają się w typowym kinie dla dorosłych, bo są to po prostu problemy dotykające wszystkich. W filmie Mitchella bohaterowie nie kończą szkoły, zaczynają tylko kolejny rok. Nie ma tutaj drastycznej zmiany. A może zatrudnienie młodych aktorów samo w sobie miało być alegorią dorosłych dzieci?

Film nie jest tak do końca lekki i przyjemny. Wymaga skupienia, odnajdywania poszczególnych tropów i powiązań. Osobiście przygotowany byłem na powrót do post-Hughes'owskiego świata niespełnionych obietnic, zwieńczonych jednak nadzieją na lepsze jutro. Finał u Mitchella nie jest tak oczywisty. Doskonały debiut, świetny film.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz