środa, 19 listopada 2014

Geometria i narracja w filmie "2001: Odyseja Kosmiczna"


Cały początek "Odyseji Kosmicznej" odpowiada Biblijnemu opisowi stworzenia świata. Z ciemności wyłania się zarys planety, czemu towarzyszą pierwsze nuty Also Sprach Zarathustra Richarda Straussa - muzyka piękna, doniosła, harmonijna. Z za planety (Ziemia) wyłania się Słońce - świt człowieka, zapowiedź nadchodzącego życia. Muzyka milknie, a my obserwujemy następujące sceny w kolejności - Ziemia i niebo, roślinność, zwierzęta, człowiek, człowiek i zwierzęta. Żadnej geometrii. Człowiek-Małpa żyje sobie w swoim stadzie, obserwujemy jego codzienność. Pija sobie wodę ze swojego okrągłego jeziorka, opiekuje się dzieckiem, "rozmawia" z innymi, być może załatwia jakieś swoje interesy. Ważne jest to, w jaki sposób jest to fotografowane - dominuje kąt normalny. Nagle, pewnego poranka, pojawia się idealnie geometryczny kształt - monolit, który jest pierwszym przedmiotem sfotografowanym w kącie niskim. Widzimy go na tle nieba, wychodzi zza niego słońce.



Bóg? Absolut? A może to coś dane od Boga? Rozum, możliwość abstrakcyjnego myślenia lub tworzenia? Przyjmijmy nazwę "Symbol" - z dużej litery. Pojawia się również awangardowa muzyka Ligetiego, z której wyłania się pozorny chaos, aharmonia, nieuporządkowanie. Odkąd jednak pojawił się monolit, wśród Małp zaszła pewna kluczowa zmiana. Małpa podchodzi do szkieletu tygrysa, podnosi jedną z kości i zaczyna uderzać w pozostałe, niszcząc je. Po raz pierwszy to nie monolit zostaje ujęty kątem niskim, lecz Małpa - Człowiek. Niczym Bóg, niczym Absolut, niczym doskonałość. Scenie tej towarzyszy - również pierwszy raz od symbolicznego "stworzenia świata" - potężna muzyka Richarda Straussa. Chwile później Małpa wyrzuca kość do góry, ta obraca się szybko w okół własnej osi, po czym - na tle nieba - następuje cięcie i przejście z aktu pierwszego do aktu drugiego. Wygląda to tak:


Kość "zamienia się" w orbitujący statek kosmiczny. Technika pozostaje techniką, zmieniają się jedynie jej możliwości. Zmienia się również muzyka. Drugiemu aktowi towarzyszy piękny, spokojny, harmonijny walc Nad pięknym, modrym Dunajem Johanna Straussa. Co widzimy na ekranie? Wszędobylską geometrię. Człowiek, w mądrości swojej, dopasował świat, swoją przestrzeń, do idealnego monolitu. Świat, który obserwujemy na ekranie, w niczym nie przypomina tego z pierwszego aktu. Widzimy jednak, ze nie wiele się zmieniło. Ludzie rozmawiają ze sobą siedząc przy okrągłym stoliku i popijając wodę, jak Małpy ze swojego okrągłego jeziorka. Są również kontakty rodzic - dziecko, znane już z aktu pierwszego. Jedyne co różni ludzi od Małp, to etyka zachowania, granicząca ze sztucznością. Okazuje się, że na księżycu znaleziono kolejny monolit. Do jego zbadania wysłana zostaje delegacja, w której skład wchodzi Dave - główny bohater filmu. Kiedy astronauci przylatują na księżyc, znowu w tle leci "chaos" Ligetiego, znowu mamy naturalną przestrzeń pozbawioną geometrii, znowu mamy intymny kontakt człowieka z monolitem - Bogiem - Absolutem. Są to sekwencje całkowicie bliźniacze.

Bardzo ważna w całym filmie jest geometria, szczególnie dwie figury - okrąg i prostokąt. Okręgiem (wiem, że elipsą, ale chodzi o sam wymiar symboliczny kształtu jako takiego) jest życiodajne Słońce, jest Ziemia, jezioro, stolik, niektóre urządzenia, całe kadry itd.


Ale nie tylko. Po okręgu poruszają się również ludzie, kamera, przedmioty obracające się w okół własnej osi. Okrąg symbolizować może cykl (sam film jest przecież cyklem, kończy się śmiercią głównego bohatera, ale narodzinami kolejnej planety), ale też Boską doskonałość i życie (słońce). Bardzo, ale to bardzo ciekawe jest to, że jedynym przedmiotem/rzeczą/osobą łączącą obydwie figury, jest HAL 9000. Pomyślcie czym dla Was jest monolit i dodajcie to sobie sami.


Cały trzeci akt to przede wszystkim dramaturgia, o której rozpisywał się tutaj nie będę. Kubrick jednak ciągle pozostaje konsekwentny w sferze obrazu i dźwięku. Ważne jest to, co dzieje się w ostatnim akcie, kiedy Dave znajduje się w domu (który mi szczególnie przypomina wnętrze jakiejś świątyni, kościoła). Ciągle zastanawiam się, czy najważniejszym momentem w całym filmie nie jest końcowa scena obiadu/kolacji. Nie chcę dać żadnej odpowiedzi, bo sam nie jestem jej póki co pewny, dlatego pozwólcie, że zostawię Was z tą sceną, kończąc tym samym wpis.

Mężczyzna - Człowiek siedzi przy stole, je i pije wino. Kiedy sięga po kieliszek potrąca go przypadkowo. Szkło spada na podłogę i rozbija się na małe kawałki. Wtedy Dave spogląda z pewnym widocznym zrozumieniem wymalowanym na twarzy na rozbite szkło, następnie na swoje łóżko, w którym widzi siebie umierającego. Co tutaj się stało? W całej tej idealnej estetycznie sekwencji "domowej" zostaje popełniony jeden jedyny błąd - potrącenie i rozbicie kieliszka z winem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz